W małym domku na obrzeżach miasteczka świeciło się światło jedynie w dwóch pomieszczeniach. Jednym z nich był niewielki pokój nastolatka mieszczący się na piętrze, tuż obok skromnej łazienki oraz sypialni dla gości pełniącej również funkcję składziku. Piętro niżej, lampa składająca się jedynie z żarówki oświetlała całkiem sporą lecz zagraconą kuchnię. Resztę domu spowijał półmrok. Wąski korytarz pachnący leciwą boazerią oddzielał kuchnię od staroświeckiego salonu, kończąc się schodami na piętro, obok których znajdowała się sypialnia właścicielki nieruchomości. Dom miał swoje lata i wyglądał praktycznie tak samo jak w chwili gdy był urządzany.
Kuchenne drzwi nagle otwarły się skrzypiąc przy tym głośno, a snop światła oświetlił kwiecistą wykładzinę pokrywającą podłogę na korytarzu.
- Maciek! Zejdź do mnie na moment! - Krzyknęła mama.
Po kilku sekundach niewysoki chłopak leniwym krokiem wyszedł z pokoju, by zaraz pojawić się w kuchni. Gdy tylko przekroczył próg zauważył na stole okrągły torcik pokryty czekoladową polewą z dwiema świeczkami na szczycie.
- Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam!... - Śpiewała kobieta.
Była urodziwą blondynką o zgrabnej figurze i zielonych oczach. Kiedyś wspomniała, że w tym kolorze zauroczył się pewien mężczyzna, w którym się zakochała. Owocem tej miłości był jej jedyny syn, jednak kilka tygodni przed porodem jej wybranek opuścił ją bez słowa wyjaśnienia. Nigdy nie dawała po sobie poznać jak trudno było jej z tego powodu, a radość z posiadania dziecka całkowicie wyparła smutek.
- Dziękuję mamo. - Powiedział nieco zaskoczony Maciek zdmuchując świeczki.
- Połączyłam twoje ulubione smaki więc jest i czekolada i wiśnia. Mam nadzieję, że pomyślałeś życzenie, bo osiemnaste urodziny są wyjątkowe! - Pisnęła z ekscytacji tuląc go mocno.
Spędzili resztę czasu na rozmowie jedząc tort, który po mimo obecności w masie kilku pestek wiśni okazał się bardzo udanym wypiekiem. Gdy każde z nich pochłonęło po dwa kawałki kobieta stwierdziła, że czas wziąć kąpiel i powoli zacząć przygotowywać się do snu. To był czwartek, a kolejnego dnia pracowała na poranną zmianę. Cmoknęła więc syna w czoło i wyszła zostawiając go samego w kuchni. Chłopak patrzył przez okno na chodnik oświetlony latarniami i dumał nad swoim urodzinowym życzeniem. Właśnie osiągnął pełnoletniość jednak nie czuł aby coś w jego życiu się zmieniło. Nadal był tym samym skrytym i nieśmiałym nastolatkiem. Niczym nie wyróżniał się z tłumu, był raczej przeciętniakiem. Od zawsze nieco izolował się od swoich rówieśników, co przybrało na sile po śmierci babci, która była jego drugą najważniejszą osobą w życiu. Mieszkali wtedy w wynajmowanym mieszkaniu w innym mieście, gdyż mama chciała udowodnić, że jest niezależną kobietą potrafiącą samodzielnie wychować syna. Chłopak bardzo źle zniósł pogrzeb i rozstanie z seniorką. Nigdy nie był prymusem, ale to zdarzenie bardzo negatywnie wpłynęło na jego naukę przez co nie otrzymał promocji do kolejnej klasy. W spadku otrzymali dom, do którego przeprowadzili się około rok po pogrzebie, aby zmienić środowisko i pozwolić chłopakowi nawiązać nowe znajomości. Początki były dość obiecujące, jednak tylko z pozoru. Nowi rówieśnicy szybko odkryli jego problemy z nauką oraz fakt powtarzania klasy, dodatkowo połączyli to z jego nieśmiałością oraz małomównością przez co szybko przypięli mu łatkę półgłówka. Nastolatek kilka razy starał się sam wyjść z inicjatywą i żartobliwie zagadywał chcąc poprawić swój wizerunek, co niestety przyniosło odwrotny rezultat i po pewnym czasie stał się głównym obiektem drwin w swojej klasie. Maciek był osobą łatwowierną, można by rzec, że wręcz naiwną co było wykorzystywane przeciwko niemu w ramach tak zwanych „klasowych żartów”. Często był onieśmielony niezręcznymi sytuacjami do tego stopnia, że w żaden sposób nie reagował pozwalając by rówieśnicy testowali jego odporność na coraz to nowsze kawały. Był szczupłym, niebieskookim blondynem o wzroście wynoszącym zaledwie 160 cm, z twarzą raczej chłopięcą i uroczą, niż męską. Taki wygląd również nie działał na jego korzyść i nie był w stanie zmienić utrwalonej na jego temat opinii, ani nawet postawić się znacznie wyższym kolegom. W tym wieku większość chłopaków goliła już swój pierwszy zarost lub nawet odwiedzała barbera. Maćkowi brakowało tych „drobiazgów”, które dodawały męskości. Od zawsze był introwertykiem, a nowe otoczenie jeszcze bardziej wpłynęło na jego izolację. Nie żalił się mamie, ale postanowił sam coś z tym zrobić i zmienić swoją sylwetkę. Zaczął od porannego joggingu, później dodał wieczorne wyjścia na basen, a następnie ćwiczenia na siłowni. Sporo czytał o właściwym odżywianiu i planach treningowych, niestety po kilku intensywnych tygodniach nie zauważył jakichkolwiek rezultatów. Wszelkie rady, o których czytał na grupach i forach internetowych nie przyniosły zamierzonych efektów. Po pewnym czasie był tak zdesperowany, że postanowił wyjść ze swojej strefy komfortu i porozmawiać z Adrianem - klasowym liderem oraz jednym z popularniejszych chłopaków w szkole. Adrian był przystojnym, dbającym o siebie nastolatkiem, był również dość inteligentny jednak nie przekładało się to na jego wyniki w nauce, ale nie to było ważne. Jego starszy brat był kulturystą, który kilka lat temu otworzył swój pierwszy sklep z suplementami, a dobrze prosperujący biznes pozwolił mu na poszerzenie swojej działalności na kilka sąsiednich miast. Maciek chciał poprosić Adriana o zaproponowanie czegoś sprawdzonego, co faktycznie będzie działać i pozwoli mu zbudować sylwetkę jego marzeń.
Z zamyślenia wybiło go trzaśnięcie drzwi do sypialni mamy. Wyłączył więc światło w kuchni i wrócił do swojego pokoju, by usiąść przed komputerem i wrzucić nowy wpis na swojego bloga. Nikomu nie chwalił się czym zajmuje się w wolnym czasie. Internet był przestrzenią gdzie czuł się wolny i niczego nie musiał ukrywać, oczywiście w granicach rozsądku. Właśnie tam zrobił swój coming out, opisywał trudne chwile oraz przedstawiał swoje ulubione filmy czy zespoły muzyczne. Z czasem zebrało się tam małe grono osób, które systematycznie komentowały jego wpisy i zostawiały ciepłe słowa gdy pisał o rzeczach, które go trapią. Nie znał tych ludzi ale byli oni jego wirtualnymi kolegami, którzy znali go lepiej niż jego mama. Wiedzieli o jego zainteresowaniach i upodobaniach, także o jego marzeniach. Widok choć jednego serduszka lub łapki w górę pod każdym nowym wpisem podnosił go na duchu, bo wiedział że na tym świecie jest przynajmniej jedna osobą, która go rozumie. Maciek pragnął zmienić swój wygląd, wiedział, że nie będzie wyższy ale bardzo chciał przypakować. Wirtualni koledzy tak dobrze znali jego gust, że gdy podsyłali mu zdjęcia muskularnych mężczyzn, sam nie wiedział, które jest jego ideałem. Miał już ich całkiem pokaźną kolekcję dlatego na szczycie jego rankingu znajdowały się aż dwa.
Od zawsze marzył o pięknie wyrzeźbionych plecach, płaskim brzuchu oraz co najważniejsze, o masywnych ramionach. Wyobrażał sobie swoje bicepsy tak duże, że rozrywałyby każdą założoną koszulkę. Oczywiście nie spodziewał się, że uda mu się osiągnąć aż tak wiele ale chciał aby były one pokaźnych rozmiarów. Rzucił jeszcze raz okiem na te perfekcyjne ciała po czym położył się spać.
Obudził się kilkanaście minut przed budzikiem. Czuł lekki stres związany z jego postanowieniem. Szybko odświeżył się w łazience, po czym zbiegł do kuchni. Tam czekały na niego kanapki przygotowane przez mamę. Zaparzył herbatę i w ciszy skonsumował posiłek, po czym wyszedł do szkoły z dużym zapasem czasu. Stwierdził, że najbardziej stresujące będzie oczekiwanie. Całą drogę myślał jak to powiedzieć i jakich użyć słów. Ułożył sobie w głowie całą przemowę, która w jego mniemaniu brzmiała racjonalnie.
Tego dnia w planie zajęć miał tylko pięć lekcji, ale na żadnej z nich nie mógł się dostatecznie skupić. Cały czas myślał o rozmowie z Adrianem. Gdy nadarzała się potencjalna okazja żeby podjąć temat, szybko rezygnował. Zaraz po przedostatniej lekcji poziom stresu sięgnął zenitu, wiedział, że czas się kończy. Nie wytrzymał dłużej i podszedł do chłopaka.
- Hej Adrian… wiesz co, ja mam do ciebie pewną sprawę… - Wyrzucił z siebie cicho.
Jego szkolny kolega wyglądał na mocno zaskoczonego, jako że nigdy wcześniej Maciek nie podejmował z nim rozmowy. Jego pytające spojrzenie mówiło wiele.
- Bo… ja wiem, że twój brak ma sklep z suplementami… a ja chciałbym… no wiesz… trochę… przypakować… dałbyś radę coś mi… załatwić? - Wydukał Maciek, ale mina Adriana wyglądała jakby nic z tego nie zrozumiał. - No wiesz… ramiona… i ten… bicepsy… tak, chciałbym żeby były większe… takie umięśnione…
Dookoła zapanowała cisza, chłopak miał wrażenie jakby skupił na sobie uwagę wszystkich rówieśników. Brwi Adriana podniosły się do góry, najprawdopodobniej z zaskoczenia. Maciek wiedział, że nie może uciec. Teraz albo nigdy.
- No wiesz, ogólnie mięśnie… w sumie to całe ciało… - Miał pustkę w głowie i nie pamiętał nic z tego co wcześniej zaplanował, przez co mówił wszystko co mu ślina na język przyniosła. - Bo… fajnie jest też mieć dobrze zbudowane nogi… no i klatę, o tak… duża klatka piersiowa… takie fajne, spore mięśnie klatki… dobrze wyrzeźbione mięśnie… - W panice zaczął machać rękami obrazując kształt mięśni.
Gdy tylko skończył wszyscy wybuchli śmiechem, a najlepszy kumpel Adriana - Wojtek, aż spadł z krzesła. Chłopak zaczerwienił się na twarzy widząc reakcje rówieśników. Wszyscy byli tak głośni, że nawet nie zrozumiał drwin, które padały pod jego adresem. Nie myśląc za wiele wybiegł z klasy i skierował się do rzadko uczęszczanej toalety przy pokoju nauczycielskim. Zamknął się w ostatniej kabinie i zaszlochał cicho. Przed oczami miał minę Adriana, a w głowie zapętlony śmiech rówieśników. Płacz przerwał dźwięk dzwonka lekcyjnego, jednak zanim zebrał się w sobie minęło kilka dobrych minut, a gdy wszedł do klasy ujrzał jadowite spojrzenie matematyczki.
- Spóźnienie! - Ryknęła na cały głos.
- Maciek, jak było na misji? Zdobyłeś te anabole? - Padł komentarz z tłumu.
Wszyscy głośno zarechotali, a chłopak usiadł w ławce ze spuszczoną głową. Otwarł zeszyt i zaczął kreślić przypadkowe linie na pierwszej stronie. Odciął się od wszystkich, nie słuchał ich. Jego umysł był teraz całkiem gdzie indziej. Czuł się ośmieszony jak nigdy wcześniej, to był gwóźdź do jego trumny i stało się to wyłącznie na jego własne życzenie. Zamiast od razu zagadać do Adriana gdy ten przyszedł do szkoły, a w klasie nie było prawie nikogo, on czekał na dogodną chwilę. Do tej pory część osób po prostu go ignorowała, traktowali go jak nieszkodliwego odludka. Jednak teraz w oddali słyszał szepty, wiedział o kim rozmawiają. Spodziewał się, że teraz wszyscy będą mieli go za idiotę. Było mu z tym bardzo źle. Co jakiś czas patrzył na zegarek na ścianie, odliczał czas do końca lekcji aby móc jak najszybciej ulotnić się ze szkoły. Gdy lada chwile miał zadzwonić dzwonek, zaczął dyskretnie pakować swój zeszyt i książkę.
- Gdzieś ci się śpieszy? - Usłyszał głos nauczycielki stojącej tuż obok. - Lekcja się jeszcze nie skończyła.
- Jemu się spieszy na siłke do jego kumpli koksów. - Ktoś krzyknął.
- Musi się śpieszyć bo już ładują sobie w żyły teścia i zabraknie dla niego. - Padł kolejny komentarz.
W tym momencie zadzwonił długo wyczekiwany dzwonek, a Maciek jako pierwszy wybiegł ze szkoły.
Komentarze
Prześlij komentarz